O pewnej zdolności naprawy i adaptacji oraz jej granicach
Zważywszy na to wszystko, bylibyśmy w błędzie, wierząc, że Chiny nie są zdolne do szybkiego reagowania i nie potrafią skorygować swojej polityki, kiedy ta budzi zbyt wiele negatywnych reakcji i ostatecznie działa wbrew ich interesom. Na przykład w Afryce, gdzie od 2011 roku prowadzę nowe badania, widać jak Chiny adaptują i modyfikują swoją strategię w zależności od krytyki i ewolucji polityki wewnętrznej swoich partnerów oraz, w głównej mierze, w zależności od pozycji, jaką tym ostatnim uda się wywalczyć w próbie sił. Prawdą jest, że stosunki między większością państw Czarnego Lądu a Chinami cechuje głęboka asymetria, która działa na korzyść tych ostatnich. Niemniej jednak formułowane przez wielu Afrykanów skargi na wykorzystywanie na wielką skalę chińskiej siły roboczej przy realizowanych przez Chiny projektach infrastrukturalnych, zalewanie afrykańskich rynków wybrakowanymi, tanimi i kiepskiej jakości produktami czy też brak produktywnych inwestycji zaczynają przynosić efekty. Próby stworzenia dużych chińskich grup, jak Huawei, w dziedzinie telekomunikacji stają się coraz bardziej widoczne, rosną też chińskie inwestycje tak państwowe, jak i prywatne, zwłaszcza w stworzonych przez Pekin parkach przemysłowych (w sumie pięciu, przede wszystkim w Egipcie, Etiopii i w Nigerii). Pojawiają się jednak inne, trudniejsze do przezwyciężenia problemy, jak licząca niemal dwa miliony osób rzesza chińskich imigrantów w Afryce, nad którymi władze chińskie mają już niewielką władzę .
Ten ostatni przykład stanowi dobrą ilustrację złożoności zagranicznych działań ChRL i nowych wyzwań dla bezpieczeństwa, którym musi stawić czoła. Wyjeżdżający za granicę obywatele chińscy domagają się bowiem coraz wyraźniej bezpieczeństwa i pomocy ze strony chińskiego rządu, wymuszając na nim nie tylko poprawę opieki konsularnej, lecz także przygotowanie ewentualnej operacji ewakuacji swoich obywateli przy pomocy lotnictwa i marynarki. Repatriacja ponad 35 tysięcy Chińczyków pracujących w Libii przeprowadzona na przestrzeni lutego i marca 2011 roku przy pomocy Grecji i Malty stanowiła pouczający precedens: z jednej strony chińskie władze nie miały pojęcia, że tak liczna rzesza ich rodaków pracuje w Libii, z drugiej strony, musiały działać nagle, lecz w warunkach stosunkowo łatwych, jako że zarówno reżim Kaddafiego, jak i rebelianci wykazywali wolę współpracy. Prawdziwe pytanie, jakie nasuwa się na przyszłość, brzmi: jakie opcje przewidują Chiny na wypadek ewakuacji odbywającej się w nieprzyjaznych warunkach?
To ostatnie pytanie pociąga za sobą kolejne, co prawda nie nowe, lecz objawiające się po 2010 roku z coraz większą ostrością, o legitymację Pekinu do budowy swoich baz wojskowych zagranicą. Póki co chiński rząd oficjalnie zaprzecza temu. Wyjątkowym traktowaniem cieszą się za to bazy wsparcia logistycznego i cywilnego. W 2011 roku była mowa o Seszelach, ostatnio, w styczniu 2013 roku, nowe dyskusje wzbudziło przejście pod zarząd chińskiej spółki pakistańskiego portu Gwadar. Wszelkie wykorzystanie tych urządzeń do celów wojskowych i a fortiori ustanowienie jakichkolwiek stałych baz wojskowych ChALW zagranicą wydaje się jednak w najbliższej przyszłości wykluczone, nawet jeśli głosy zwolenników ewolucji w tym kierunku dają się częściej słyszeć w chińskich think tankach. Dzięki uczestnictwu w operacjach walki z piractwem w Zatoce Adeńskiej marynarka ChALW wiele nauczyła się, jeśli nawet nie w dziedzinie współpracy (ChALW prowadzi samodzielne działania w określonej strefie) to komunikacji z marynarkami innych państw, poznała porty techniczne i wypoczynkowe oraz zdobyła doświadczenie w kwestii wymiany załóg. Wszystko jednak wskazuje na to, że mimo bardzo symbolicznego włączenia do służby na przełomie lat 2011−2012 pierwszego lotniskowca Liaoning, czeka ją jeszcze długa droga zanim będzie mogła myśleć o zmierzeniu się marynarką amerykańską.
Uwaga ta odnosi się również do lotnictwa, gdyż mimo eksperymentowania z nowymi samolotami bojowymi − na przykład z J-20 pod koniec 2011 roku − Chiny wciąż nie są w stanie dopracować silników myśliwca czwartej lub piątej generacji i nadal muszą je importować z Rosji. Skądinąd w listopadzie 2012 roku państwo to zgodziło się w końcu dostarczać Chinom Su-35 – samoloty, które przez długi czas były zarezerwowane dla najbliższych partnerów Moskwy, takich jak Indie (24 maszyny kupione za łączną kwotę 1,5 miliarda dolarów). Podobnie rzecz się ma z okrętami podwodnymi: najbardziej wyrafinowane modele – jak Łada, czyli nowocześniejsza i cichsza wersja okrętu Kilo − są wciąż sprowadzane z Moskwy (w 2012 roku Pekin wydał 2 miliardy dolarów na cztery okręty tego typu). Przypomnijmy też, że choć budżet obronny jest imponujący i wciąż rośnie – w 2012 roku wyniósł oficjalnie 106 miliardów dolarów (w rzeczywistości około 160–200 miliardów) – ChALW musi uczestniczyć w coraz liczniejszych, tak zewnętrznych, jak wewnętrznych operacjach bezpieczeństwa. Lista jest obszerna: długie i częściowo wciąż sporne granice lądowe i morskie, operacje ratownicze w razie katastrof naturalnych oraz przywracanie porządku w przypadku wewnętrznych zamieszek, a siły Ludowej Policji Zbrojnej – choć również coraz liczniejsze (800 tysięcy osób w 2013 roku) nie zawsze okazują się wystarczające .
Wszystko to sprawia, że Chiny nie mogą przeciągać struny i wyciągać korzyści ze statusu potęgi, zanim jej nie skonsolidują. Niektórzy we Francji i gdzie indziej wieszczą nieuchronny konflikt zbrojny między Pekinem a Waszyngtonem . Z całą pewnością jest między nimi wiele rywalizacji – o czym zresztą jest w tej książce mowa – lecz jeszcze więcej współpracy i współzależności. Ponadto, wielu analityków czuje pokusę porównywania napięć utrzymujących się między Chinami a Stanami Zjednoczonymi czy Japonią do sytuacji międzynarodowej w przededniu 1914 roku. Aby ostudzić zapał bitewny jednych i drugich warto przypomnieć dwie kwestie: po pierwsze dzisiaj stopień współzależności jest zasadniczo inny od tego, jaki panował w czasach, gdy Lenin pisał Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu; po drugie, w 1945 roku wkroczyliśmy w erę wojny nuklearnej – zdolności przeprowadzenia ataku i zneutralizowania przeciwnika przez Waszyngton, lecz także błyskawicznego uderzenia Pekinu są tak rozwinięte, że zmuszają zarówno same Chiny i Stany Zjednoczone, jak i amerykańskich sojuszników chronionych przez ich tarczę antyrakietową do solidnego zastanowienia się zanim przekroczą granicę działań nieprzyjacielskich.
Chiny zresztą doskonale rozumiały to zimą 2012−2013, wysyłając w sporną, lecz administrowaną przez Tokio strefę Wysp Senkaku jedynie statki straży nadbrzeżnej i samoloty cywilne, swoje myśliwce trzymając ostrożnie w strefie identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ – Air Defence Identification Zone), czyli poza strefą powietrzną kontrolowaną przez japońskie lotnictwo wojskowe.
Osiągnięta dziś skala współzależności i globalizacji zmusza poza tym Chiny do zrewidowania swego tradycyjnego przywiązania do zasady nieingerencji i częstszego akceptowania, pod pewnymi warunkami (poparcie ONZ lub którejś z wielostronnych organizacji regionalnych) ćwiczeń z „odpowiedzialności za ochronę” – zadania, które z definicji nie może być spętane międzynarodowymi granicami odziedziczonymi po systemie westfalskim.
Podobnie stała rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi doprowadziła ostatnio niektórych chińskich strategów, w tym akademika Wang Jisi, do przedstawienia alternatywy wobec aktualnej chińskiej strategii kontrrównoważenia w postaci polityki marszu na zachód (xijin), mającego na celu okrążenie potęgi amerykańskiej i wykorzystanie ich słabszej obecności (Azja Środkowa, Azja Południowa, Iran) lub relatywnego wycofania (Afganistan, Bliski Wschód) w innych punktach . Oto inny sposób zaproponowania ciągłości i stabilizacji w stosunkach między Chinami a ich głównymi partnerami.
O polityce zagranicznej i przyszłości chińskiego reżimu
Wszystkie te wydarzenia wskazują na to, że chiński rząd z Xi Jinpingiem na czele, który, jak wiadomo, przynajmniej od połowy 2012 roku osobiście nadzorował prace nowej struktury w postaci partyjnej kierowniczej grupy ds. bezpieczeństwa morskiego (por. aneks nr 6), a w konsekwencji operacje zastraszania przeprowadzane na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim, jest dziś bardziej skłonny do podejmowania większego ryzyka . Można odnieść wrażenie, że Pekin zamierza testować trwałość umów bezpieczeństwa, łączących Amerykanów z ich sojusznikami i partnerami w tym regionie. Wszystko zdaje się też przemawiać za tym, że chińskie władze potrzebowały wzrostu napięcia w stosunkach zewnętrznych i podniesienia temperatury nacjonalizmu wewnątrz, by ułatwić delikatny proces pokoleniowej zmiany i przekazania władzy politycznej, jaki dokonał się na XVIII Zjeździe KPCh. Antyjapońskie manifestacje – nie wolne od elementów rasistowskich, a nawet przemocy − z jesieni 2012 roku pozwoliły w każdym razie odwrócić uwagę wielu Chińczyków od afery Bo Xilaia i innych korupcyjnych skandali, które dotknęły partyjne elity. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przeprowadzona przez japoński rząd „nacjonalizacja” pięciu wysp Senkaku posłużyła jedynie za pretekst – Pekin był poinformowany zarówno o samej transakcji, jak i powodach, jakie za nią stały, a którymi była chęć powstrzymania bardzo nacjonalistycznie nastawionego gubernatora Tokio Shintaro Ishiharę przed zakupieniem ich od prywatnego właściciela i przekształceniem w bazę antychińskiej propagandy. Reakcja Pekinu była zatem celowo wyolbrzymiona, gdyż miała posłużyć opisanym wyżej celom.
Innymi słowy, nic nie zapowiada, by w przyszłości obecny reżim miał uwolnić się od pokusy instrumentalnego wykorzystywania, tak w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym, małostkowego i żądnego odwetu nacjonalizmu, który podsycał od czasu dojścia do władzy w 1949 roku, a zwłaszcza od czasu zdławienia ruchu Tian′anmen w 1989. Przy braku wiarygodnej ideologii komunistycznej nacjonalizm pełni rolę głównego filaru legitymującego KPCh.
W ten sposób wracamy do punktu wyjścia: czy chińska polityka zagraniczna i bezpieczeństwa nie służy aby przede wszystkim utrzymaniu systemu monopolu partyjnego, którego pozostające u władzy elity nie chcą się wyrzec?
Jakie miejsce zajmuje w tym Europa? Od 2010 roku jej stosunki z Chinami tyleż rozwijają się, co komplikują. W czasie odbywającego się w Pekinie w lutym 2012 roku szczytu Chiny–Unia Europejska premier Wen Jiabao dał wyraz swojej frustracji, nie udało mu się bowiem ani doprowadzić do zniesienia nałożonego po wydarzeniach na Placu Tian′anmen embarga na sprzedaż broni do Chin, ani przekonać Brukseli do przyznania jego państwu statusu gospodarki rynkowej – który tak czy owak uzyska automatycznie w 2016 roku. Prawda jednak jest taka, że Chiny odniosły ogromne korzyści dzięki Unii, jej inwestycjom, technologii, rynkom zbytu, a ostatnio także jej słabości. Choć przychylny walucie europejskiej, Pekin nie okazał chęci pospieszenia strefie euro z pomocą w wyjściu z kryzysu finansowego, w jakim pogrążyły ją Grecja i inne przeżywające trudności gospodarki południowoeuropejskich krajów. Wręcz przeciwnie – chiński rząd starał się wykorzystać te słabości by wyciągnąć maksymalne zyski z najbardziej zubożałych i najbardziej spragnionych chińskich inwestycji państw członkowskich. Pamiętajmy wszak o jednym – chińska strategia ma wymiar nie tylko gospodarczy i handlowy, ona ma charakter także dyplomatyczny. Rozszerzając w tych państwach swoje wpływy Chiny starają się in fine zmiękczyć zdecydowane stanowisko Europy wobec wielu ważnych dla siebie kwestii takich jak dostęp do chińskich rynków państwowych, środki antydumpingowe, prawa człowieka czy globalne ocieplenie. To prawda, że jak mawiał Raymond Aron „wojna ekonomiczna nie jest wojną”, lecz Unia i Chiny są jednocześnie partnerami i konkurentami w wielu sektorach (energetyka wiatrowa, panele słoneczne, sprzęt elektroniczny, a teraz nawet przemysł samochodowy). Przede wszystkim jednak sprawując daleko bardziej ścisłą kontrolę nad krajową produkcją i swoimi wielkimi graczami gospodarczymi, chiński rząd, lub raczej tamtejszy kapitalizm państwowy, nie grają według tych samych międzynarodowych reguł, co Unia Europejska lub większość jej partnerów. W rezultacie, wbrew nadziejom zbyt wielu eurokratów, strategiczne partnerstwo Chin i Europy – obojętnie czy organizacji jako całości, czy poszczególnych jej członków takich jak Polska czy Francja, które mają politykę azjatycką – będzie naznaczone licznymi dwuznacznościami i ograniczeniami tak długo, jak długo trwający w Pekinie ustrój polityczny pozostanie autorytarny i przeciwny jakiejkolwiek demokratyzacji .
Prawdziwe wyzwanie Chin wynika z tego, że stały się potężne zanim zdemokratyzowały się. Chcąc utrzymać i umocnić status wielkiej potęgi swego państwa, chińskie elity komunistyczne w każdym procesie demokratyzacji widzą element nie tylko destabilizujący, lecz także osłabiający „globalną potęgę” ich państwa. Taki też jest sens rady udzielonej w 2012 roku przez wicepremiera Wang Qishana, wchodzącego obecnie w skład najwyższych władz, by przeczytać na nowo Dawny ustrój i rewolucję Alexisa de Tocqueville’a. Celem jest nie demokratyzacja Chin, lecz dokładnie odwrotnie – powstrzymanie wszelkich reform, które mogłyby prowadzić do rewolucji. Takie też jest podłoże stosowanego przez Pekin paranoicznego dyskursu, opierającego się na tezie, że Stany Zjednoczone i Zachód jako taki starają się nie tylko powstrzymać Chiny, lecz także przeszkodzić we wzroście ich potęgi i rozwoju. W całej tej propagandzie jest wszak element prawdy: awansowanie autorytarnych i imperialnych Chin do rangi światowego numeru jeden nie jest tym, czego życzyłyby sobie demokratyczne państwa na Zachodzie czy gdzie indziej. Pekin wie o tym równie dobrze jak my – nie oszukujmy się, między nami jest ideologiczny konflikt, który zakończy jedynie zwycięstwo demokracji nad dyktaturą. Można jedynie założyć, że, jak wspomniano w tej przedmowie i podsumowaniu, rząd w Pekinie będzie na tyle zaabsorbowany swoimi wyzwaniami wewnętrznymi, że powstrzyma się przed jakimkolwiek poważnie destabilizującym posunięciem na zewnątrz i że wcześniej czy później weźmie pod rozwagę demokratyzację, która jako jedyna pozwoli Chinom zyskać soft power – miękką siłę, o której marzą.
Drodzy czytelnicy, książka, którą macie przed sobą nie aspiruje do tego, by dać ostateczną odpowiedź na wszystkie postawione pytania. Wręcz przeciwnie – jej celem jest pogłębienie wiedzy o realiach, siłą rzeczy zmiennych i złożonych, chińskiej polityki zagranicznej i wzbogacenie debaty – której, jak widać, daleko do zakończenia − na temat jej charakteru, głównych kierunków i przyszłości. Mam jedynie nadzieję, że polskie wydanie mojej pracy pomoże włączyć do tej dyskusji szerszy krąg europejskich czytelników.
(z Przedmowy do wydania polskiego)