Książka É. Lévi-Provençala to dzieło absolutnie niezwykłe. Autor na długie lata wywarł znaczący wpływ na badania nad szeroko pojętą historią zachodniego Śródziemnomorza, czyniąc z muzułmańskiej Hiszpanii obszar największego zainteresowania. Ten francuski uczony, tworząc w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, znajdował się w pozycji szczególnej. W latach 30. ubiegłego stulecia ogólna atmosfera polityczna w Europie, sukcesy faszyzmu i nazizmu nie zachęcały też do pisania dzieł pozytywnie wartościujących semickie dziedzictwo Europy. Wartość Lévi-Provençala polega na jego aktualności, genialnej wprost intuicji, pozwalającej mu formułować hipotezy, których nie zdążył bądź z braku źródeł nie mógł sam zweryfikować, a które dla współczesnej nauki są już truizmami. Na wiele lat wyznaczył kierunki badań nad historią muzułmańskiej Hiszpanii; niektóre z nich są nadal aktualne.
[…] „Cywilizacja arabska w Hiszpanii” jest ważnym głosem w całej serii debat: tych specjalistycznych, jak nad muzułmańskimi inspiracjami Boskiej komedii Dantego czy arabskimi początkami średniowiecznej liryki europejskiej, ale też debat ogólniejszych, angażujących całe narody. Patrząc na Al-Andalus, stajemy wobec mitu, różnie postrzeganego, różnie interpretowanego i różnie, nierzadko instrumentalnie, wykorzystywanego. Al-Andalus, raj utracony zarówno dla muzułmanów, jak i dla chrześcijan, ziemia tolerancji, pokojowego współżycia wyznawców trzech wielkich religii, obowiązkowy bohater każdego dyskursu w ramach stosunków europejsko-arabskich. Lévi-Provençal podejmuje próbę odmitologizowania muzułmańskiej Hiszpanii, ale też, może nawet z lepszym skutkiem, odmitologizowania rekonkwisty. Wykazuje, że hiszpański islam nie był zjawiskiem zewnętrznym, dokonaniem garstki przybyszów ze Wschodu, że nie był narzucony. Cywilizacja hispanoarabska jest na kartach jego książki dziełem głównie miejscowej ludności iberyjskiej. Jej wielokulturowość, wielojęzyczność, wzmacniające rozwój, a nie mu szkodzące, uznać można za wskazówkę dla trawionego tożsamościowymi gorączkami współczesnego świata.
Fragment „Słowa od Tłumacza” autorstwa Radosława Stryjewskiego
Andaluzja ze swoimi radosnymi dolinami i nagimi szczytami, wznoszącymi się na zachodnich krańcach świata muzułmańskiego, była od czasów arabskiego podboju całkiem naturalnie, i bardziej jeszcze niż Maghreb, uważana za odległą prowincję, niezbyt otwartą na osadnictwo czy ścisłe kontakty kulturowe z metropoliami kalifackiego imperium, najpierw Damaszkiem, a potem Bagdadem. Położona w bezpośrednim sąsiedztwie odmiennego świata, w starciu z którym islam musiał ostudzić swój wojenny zapał, Andaluzja miała przed sobą jeszcze tą okoliczność, że zanim stanęło się na jej ziemi, trzeba było pokonać trudną cieśninę. Morze, choćby całkiem nieduże, było dla arabów I i II wieku hidżry problemem, z którym radzili sobie o wiele gorzej niż z przemierzaniem z jednego krańca na drugi olbrzymiej pustyni. Trzeba tu przypomnieć pełen obawy rozkaz kalifa Al-Walida, który zabronił generałowi Musie ibn Nusajrowi narażania muzułmanów w planowanej przez tegoż ekspedycji, ze względu na zagrożenia, jakie niesie ze sobą niespokojne morze, nękane często gwałtownymi burzami. Postępy, jakie poczynili wkrótce muzułmanie w dziedzinie sztuki nawigacji, odesłały do lamusa nieuzasadnione obawy. Orient dysponował od tej pory informacjami na temat geografii i szlaków Hiszpanii, co świadczy o tym, że bardzo szybko oba wybrzeża Morza Śródziemnego nawiązały stosunki we wszystkich dziedzinach, zwłaszcza, rzecz jasna, handlowej
Fragment rozdziału „Muzułmański Wschód a cywilizacja hispanoarabska”